Alfred Tęczar
W moich oczach był człowiekiem świętym – z miłości do Pana Boga, szczerze i z zaangażowaniem wypełniał swoje obowiązki
Dla mnie był po prostu Fredziem. Weszliśmy do kręgu po rekolekcjach wielkopostnych w parafii i w czerwcu pojechaliśmy na nasze pierwsze rekolekcje letnie. Nasza córka miala wtedy 3 lata.
Diakonią wychowawczą byli właśnie Józia i Fredziu Tęczarowie. Okazało się, że nikt z tak licznej wtedy wspólnoty nie chciał się podjąć tego zadania. Każdy miał jakieś usprawiedliwienie – jedni faktycznie nie mogli, inni nie chcieli. Posługę więc podjęła para rejonowa – Alfred i Józia. I pełnili ją z miłością. Do tej pory, po 17 latach po tej oazie, nasza córka mówi o nich babcia i dziadek.
Ujęli mnie ciepłem, pogodą ducha, rozmodleniem.
Takiego Fredzia będę pamiętała. Coś trzeba zrobić? Ależ chętnie! To my z Józią przyjdziemy.
Gdy mówił o żonie – mówił „moja Józia” i rozjaśniała się jego twarz – widać było tę miłość w każdym geście i słowie.
W moich oczach był człowiekiem świętym – z miłości do Pana Boga, szczerze i z zaangażowaniem wypełniał swoje obowiązki. Był chodzącą pokorą. W ostatnich latach chorował, ale znosił cierpienie z radością i cierpliwością.
Msza święta – pożegnalna, która odprawiał ks. Grzegorz Tęczar SJ, syn Alfreda i Józi, była mszą dziękczynną. Jestem wdzięczna Panu Jezusowi, że mogłam znać Fredzia, razem z Nim się modlić.
Fredziu! Będziemy tęsknić za Tobą!
Ela Kowalewska