Relacja
W dniach 5-10 lipca, na Kopiej Górce, odbyły się krótkie rekolekcje nawiązujące do tematu roku formacyjnego – Życie w świetle. Prowadzili je ksiądz Marcin Józefczyk oraz Grażyna Miąsik wraz z diakonią. Uczestnicy rekolekcji przyjechali z różnych diecezji: szczecińsko-kamieńskiej, warszawsko-praskiej, warszawskiej, łódzkiej, wrocławskiej, kaliskiej, krakowskiej, katowickiej, gdańskiej. Przyjechały małżeństwa i osoby stanu wolnego. Prawie wszyscy uczestnicy mieli za sobą kilku, kilkunasto, a niektórzy kilkudziesięcioletnie doświadczenie formacji w naszym Ruchu. Toteż dla wielu był to czas rewizji życia w świetle.
Rekolekcje miały silne wsparcie duchowe ze strony przyjaciół i zakonów.
Dzień wyglądał podobnie jak na każdej oazie. Zaczynał się jutrznią, następnie śniadanie, konferencja księdza Marcina, przygotowanie do Eucharystii, spotkanie w małej grupie (były cztery grupy), Eucharystia, czas wolny do godziny 1700. Kolejnym punktem programu była konferencja moderatorki, kolacja, pogodny wieczór, nabożeństwo kończące się adoracją Najświętszego Sakramentu. Namiot spotkania uczestnicy przeżywali w dogodnym dla siebie czasie wolnym. W trzecim dniu rekolekcji, miało miejsce nabożeństwo pokutne z sakramentem pojednania i pokuty, uczestnikom posługiwali trzej kapłani.
„Światło” było wydobywane w czasie konferencji na podstawie Drogowskazów Nowego Człowieka, np. Jezus Chrystus – Modlitwa. To było zadanie ks. Marcina. Grażyna ukazywała elementy duchowości naszego Ruchu: rozwój namiotu spotkania w naszym życiu, rola modlitwy różańcowej, kierownictwo duchowe i sakrament pojednania oraz na zakończenie: „Życie w świetle” – nasza codzienność.
Podczas spotkania w grupach dzieliliśmy się Słowem Bożym i doświadczeniem jak Słowo Boże „czyta moje życie”, czym było dla mnie przyjęcie Jezusa jako Pana i Zbawiciela kiedyś i jak to się przekłada na moje życie dziś. Wieczorne nabożeństwa uzupełniały przeżycia tych rekolekcji.
Wycieczka do przepięknej Doliny Białej Wody, pogodne wieczory, wspólna kawa między dopołudniowymi punktami programu, spotkania diakonii, wspólne lody i posługi dopełniały ich przeżywanie oraz dały możliwość zawiązywania bliższych relacji między uczestnikami.
Rekolekcje były ciekawe, bogate w treści i duchowo rozwijające.
W związku z tym że hasło roku zmienia się, proponujemy jeszcze w tym roku zorganizowanie tych rekolekcji w naszej diecezji.
Ewa i Andrzej, uczestnicy
Świadectwo
Mam na imię Anna i w dniach 5-10 lipca uczestniczyłam w rekolekcjach „Życie w świetle” w Krościenku nad Dunajcem. Wczoraj minął tydzień od powrotu z rekolekcji i pragnę dać świadectwo o ich przeżyciu i o tym, jak już wpłynęły na moją codzienność.
Wyjazd na te rekolekcje zaproponowała mi koleżanka, która wraz z mężem formuje się w Kościele Domowym, ja sama nie jestem członkiem Ruchu Światło-Życie i oazę znam tylko z lat młodości, z formacji młodzieżowej (było to jakieś ćwierć wieku temu ). Zadziwiająca była reakcja mojego serca na to zaproszenie – jako osoba samotna od wielu lat nie uczestniczyłam w takiej formie rekolekcji, korzystając jedynie z rekolekcji ignacjańskich i uważając je za jedynie słuszne przy moim stanie życia. Jednak, gdy padła propozycja wyjazdu do Krościenka moje serce „zapałało” jak u uczniów w drodze do Emaus… już wtedy przeczuwałam, że Pan tam na mnie czeka…
I tak było w istocie. Pan był: w codziennej Eucharystii, w namiocie spotkania, w słowie z konferencji. Ale był też we Wspólnocie – w małej grupie, a nawet na wspólnej kawie, i tylko czekał, by zacząć uzdrawiać moje serce… i okazało się, że wcale nie trzeba rekolekcji milczenia by się z Nim spotkać.
Od trzech lat choruję na nowotwór i właśnie zaczęłam trzecią linię chemioterapii. Okresy leczenia i złego samopoczucia po chemii rozwaliły wszelkie ramy, jakie miała moja codzienność przed chorobą i nie umiałam się odnaleźć w tym nieprzewidywalnym, a pierwsza poległa modlitwa Słowem Bożym. Było jej mało i głównie przy pomocy telefonu. I wołałam do Pana „Panie, zrób coś! Ratuj bo ginę!” ale nie słyszałam odpowiedzi (a może nie chciałam usłyszeć?). Aż na rekolekcjach zobaczyłam ilustrację przedstawiającą symbolicznie, w postaci domu, Drogowskazy Nowego Człowieka: Jezus Chrystus, Niepokalana, Duch Święty i Kościół jako fundamenty, Słowo Boże, Modlitwa i Liturgia jako ściany nośne, Świadectwo, Agape i Nowa Kultura jako dach – i zrozumiałam, że próbuję budować dom bez ścian nośnych (!) i że to nie Pan musi zadziałać (On już zrobił swoje: położył fundament wlewając łaskę wiary w mojej serce), lecz ja – przez modlitwę Słowem Bożym, przez udział w Eucharystii i modlitwę liturgią godzin. Jako osoba formująca się w duchowości ignacjańskiej próbowałam żyć medytacją Słowa, ale znalezienie na nią czasu i sił było trudne, i często nie stać mnie było na włożenie wystarczającego wysiłku, i „spłaszczałam” modlitwę. Tu z pomocą przyszła mi idea 15-minutowego namiotu spotkania, jako modlitwy z wyraźną dynamiką i nakierowanej na moje życie: żeby nie tyle czytać Słowo, co pozwolić, by Ono czytało moje życie, moją codzienność. Tak więc Pan na rekolekcjach usłyszał moje wołanie i uczył mnie modlić się, by mój dom mógł się ostać.
To był pierwszy owoc rekolekcji – odnowienie relacji z Panem w modlitwie, sięgnięcie ponownie z miłością po Słowo Boże. A z tej odnowionej więzi z Panem wypłynęły inne owoce:
- Wolność serca: nie ważne czy zdrowa, czy chora, ważne tylko, aby z Nim! To nie znaczy, że czasem nie zapłaczę nad swoim losem czy że nie pragnę cudu. Nie przestanę się też leczyć. Raczej idzie o nastawienie serca: „jak Ty chcesz Panie” – jak usłyszałam w konferencji o Niepokalanej: „jestem pustą tabliczką gotową do zapisania. Niech On pisze na mnie co zechce” (cytat z Orygenesa)
- Przewartościowanie życia: od 20 lat pracuję jako nauczyciel i upatruję w tym swoje powołanie i nawet, gdy zachorowałam, nie umiałam tego odpuścić. Pytania „bo co będę robić jak nie będę uczyć?” i zdania typu „praca jest mi potrzebna do zdrowia psychicznego” były na porządku dziennym. Nie chciałam nawet słyszeć o urlopie zdrowotnym, rok bez pracy mnie przerażał. Tymczasem na rekolekcjach dotarło do mnie, że relacja z Bogiem jest ważniejsza niż praca w szkole i że tym, co mnie stanowi nie jest bycie nauczycielem lecz bycie przyjacielem Boga.
I tak, tydzień po rekolekcjach, na dzień przed następnym cyklem chemii, mogę z całym przekonaniem powiedzieć, że:
- Na namiot spotkania łatwiej znaleźć czas niż na godzinną medytację i modlę się nim codziennie, zazwyczaj rano, by to Słowo ze mną „chodziło”.
- Jedna dziesiątka różańca jest w moim zasięgu codziennie, choć klęknąć na cały było strasznie trudno.
- Pan mówi do serca – wystarczy chcieć słuchać (ale tak naprawdę chcieć). Jego Słowo daje radość i pokój, także (a może zwłaszcza) w przeciwnościach.
- Wspólnota pomaga iść za Panem: nie bez powodu Pan wysyłał uczniów „po dwóch” – będę się angażować w tworzenie wspólnoty oazy dorosłych w moim mieście (już nawiązałam kontakt z odpowiedzialnym księdzem).
- Oprócz wspólnoty w drodze przyda się też kierownik duchowy: bardzo przemówiły do mnie słowa ks. Franciszka Blachnickiego o nieufności względem siebie, która jest „warunkiem postępu w życiu wewnętrznym” – modlę się codziennie o dar kierownika duchowego i nasłuchuję (tym razem na serio) odpowiedzi Pana.
- Życie w świetle na co dzień składa się z małych kroków, na które nawet ja mogę znaleźć siłę: modlitwa, otwarcie na drugiego człowieka – czyli słuchanie Boga i ludzi – to nie wymaga sił fizycznych i da się realizować nawet w totalnym osłabieniu. I bardzo, całą duszą, jestem wdzięczna Bogu, że tak dostosowuje wymagania do swych słabych dzieci!
Na koniec dodam, że choć może się wydawać, że Pan wymaga dużo, i możemy mieć pokusę uciec od tych wymagań, to z doświadczenia wiem, że bez Boga nie jest lżej. Myślę, że przekonał się o tym i bogaty młodzieniec, który chcąc uniknąć wymagań pójścia za Jezusem, odszedł „zasmucony” – wcale nie „szczęśliwy” , jak pokazał mi Pan w jednym z rekolekcyjnych rozważań Słowa.
Deo gratias!
Anna z diecezji szczecińsko-kamieńskiej
Zdjęcia dostępne także jako album na Google Zdjęcia.