„Boży pomysł na dojrzałe małżeństwo” – świadectwa

We wczorajszej Ewangelii czytaliśmy: „Nikt nie zapala lampy i nie przykrywa jej garncem ani nie stawia pod łóżkiem; lecz umieszcza na świeczniku, aby widzieli światło ci, którzy wchodzą.” Dlatego dziś prezentujemy nie jedno, nie dwa, ale aż trzy świadectwa z rekolekcji „Boży pomysł na dojrzałe małżeństwo” jakie odbyły się w dniach 19-27 sierpnia w Polanicy, z Krystyną i Wiesiem Bratkami oraz o. Maciejem Konencem SJ.

Z pustyni wezwał nas Pan…

Po dwóch latach „pustyni”, kiedy nie było możliwości wyjazdu do Polski i uczestniczenia w oazach, z wielką radością i starannością „wyszukaliśmy” sobie rekolekcje tematyczne: „Boży pomysł na dojrzałe małżeństwo”.

Jesteśmy małżeństwem od ponad 28 lat. Mamy czwórkę dzieci – troje dorosłych, jeszcze bez własnych rodzin ale już samodzielnych, i nastoletnią córkę, w domu. Jakkolwiek we wczesnych latach naszego małżeństwa przeprowadzaliśmy się osiem razy, w tym dwa razy do różnych krajów, to od 16-tu lat nasza sytuacja mieszkaniowa była ustabilizowana.

Wydawało się nam, że weszliśmy w taki okres naszego wspólnego życia, że rekolekcje, które znaleźliśmy będą wspaniałą okazją by skorzystać z doświadczenia innych, z większym „stażem małżeńskim” niż nasz, w sprawach związanych z wychodzeniem dzieci z domu, z zakładaniem przez nie rodzin, z wnukami. Mieliśmy własny plan, jak chcielibyśmy ten czas (po raz pierwszy bez dzieci) przeżyć: spokojnie, beztrosko, bez większych problemów, uniesień, bez pośpiechu.

Pan Bóg miał inny plan. Nagle, nasze tak zwane ustabilizowane życie, zostało wytrącone z równowagi. Niecałe dwa tygodnie przed rozpoczęciem rekolekcji zostaliśmy poinformowani, że musimy szukać nowego miejsca zamieszkania. Pojawiły się myśli:

Panie Boże, znowu? Chyba już jesteśmy trochę za starzy na kolejną przeprowadzkę i zaczynanie wszystkiego od nowa? Czy to naprawdę jest Twój plan względem nas? Co przez to doświadczenie chcesz nam pokazać?

Był również moment, gdy chcieliśmy zrezygnować z rekolekcji, nigdzie nie wyjeżdżać i zacząć od razu poszukiwania nowego domu.

Bogu dzięki, wyjechaliśmy!

Onno: Te rekolekcje przebiegały w zupełnie inny sposób, niż ten, do którego byłem do tej pory przyzwyczajony. Dawno temu odkryłem, że lubię śpiewanie psalmów i jako Holendrowi, modlącemu się w kilku językach, brakowało mi jutrzni po polsku. Jakkolwiek zdawałem sobie sprawę z tego, że chociaż w inny sposób, Ojciec moderator dobrze prowadzi te rekolekcje, to na początku czułem się bezpośrednio „atakowany” przez to, co do nas mówił i jak to mówił. Później zrozumiałem, że to był najlepszy sposób, w jaki Pan Bóg uczył mnie pokory i wytrącał z pełnego pychy myślenia o sobie samym i o moim byciu w Domowym Kościele. To była trudna lekcja do zaakceptowania, ale wierzę, że była mi potrzebna, i że przyniesie dobre owoce w przyszłości.

Podczas Namiotu Spotkania moje myśli często kierowały się w stronę faktu, że niedługo nie będziemy mieli gdzie mieszkać. Starałem się z tym zmagać, aż do dnia, kiedy Ojciec Maciej powiedział, że na modlitwie czasem trzeba pozwolić myślom „pójść” w stronę, którą chce nam wskazać Pan, bo być może czasem to, co wydaje się nam „rozproszeniem” jest natchnieniem od Jezusa. Może to być „wołaniem”, żeby przyjrzeć się konkretnej sprawie, szczególnie, jeśli to „rozproszenie” powraca. Te słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że Chrystus rzeczywiście ma nowy plan względem naszego życia i naszej przeprowadzki, chociaż może ja jeszcze w pełni go nie odkryłem i nie zrozumiałem. Jestem wdzięczny Panu Bogu za wszystkie małżeństwa, które były na rekolekcjach, za ich świadectwa bycia razem, w większości grubo ponad 30 lat, za równie długie trwanie na drodze formacji Domowego Kościoła, za dzielenie się trudnościami i radościami życia, za zaufanie pokładane w Chrystusie i wzajemne wspomaganie się, szczególnie w trudnych chwilach. Dziękuję Hani, za to, że zdecydowała się przyjechać na rekolekcje i za Jej świadectwo, że pomimo utraty ukochanej osoby można ciągle odnajdywać sens życia.

Iwona: Na tych rekolekcjach Pan Bóg dał mi dwie porządne lekcje. Pierwszą, poprzez posługę Ojca Macieja i głoszone przez niego nauki. To była lekcja pokory. Pan Bóg pozwolił mi dostrzec moją pychę i zrozumieć, że mogę być w Domowym Kościele nawet 50 lat, ale to wcale nie musi oznaczać, że jestem blisko Niego i blisko mojego męża. Przypomniał mi na nowo, że kiedy się z Nim regularnie nie spotykam, osobno, czy z mężem, to nasza miłość stygnie, staje się rutyną. Przypomniał, że kiedy nie mamy dla Niego czasu, nie mamy go również dla siebie, że jeżeli nie ma Go w mojej codzienności, nie ma w niej również mojego męża, bo to On sam, który jest Miłością, uczy nas kochać.

Druga lekcja, była taka, że ważne jest nie to co ja sobie zaplanuję, ale to, co zaplanuje Pan Bóg. Na rekolekcjach miałam być odpowiedzialna za diakonię muzyczną. Chociaż nasi moderatorzy, Krysia i Wiesiu, z góry uprzedzali mnie, że nie będzie czasu na naukę śpiewu, to i tak planowałam sobie, że przecież trzeba będzie jakichś ładnych pieśni nauczyć. Okazało się, że moja posługa nie była potrzebna ani uczestnikom, ani w szczególności mnie. Pan Bóg miał dla mnie inny plan – dopuścił do mnie chorobę, a z nią przyszła utrata głosu na cztery dni. Stało się jasne, że tę posługę mają podjąć inni. Już od pierwszej Eucharystii było wiadome, że z takimi głosami i z takim zapałem wszystkich do śpiewu, potrzebni są tylko grający. I byli – grający na gitarach, organach i akordeonie. A to czego ja potrzebowałam w tych dniach, to doświadczenie miłości, czułości i troski ze strony mojego męża, pewności, że jest przy mnie, i że nie jestem sama kiedy przychodzi trudny czas. I przekonania, że przez tę „lekcję” Chrystus dał mi odpowiedź na pytanie sprzed rekolekcji. Stoimy na początku nowej drogi, i to jest Jego plan względem nas. Mamy się kochać, wspomagać i troszczyć o siebie nawzajem, a przede wszystkim zaufać Mu bezgranicznie, że to nowe wyzwanie jest zgodne z Jego wolą i ma sens dla naszego życia.

Iwona i Onno
diecezja Sheffield

Dojrzewanie małżeństwa w Polanicy Zdroju

Moja żona Bożenka, zapisała nas na rekolekcje tematyczne „Boży pomysł na dojrzałe małżeństwo”. Nawet się nie sprzeciwiałem. Zawsze bowiem można na rekolekcjach tematycznych „załapać jakąś nowość”, by potem zastosować ją w swoim życiu duchowym. Więc z nadzieją na taką „nowość” udaliśmy się w podróż ze Szczecina do Polanicy Zdroju, do domu rekolekcyjnego Sercanów Białych.

Po przywitaniu przez prowadzących rekolekcje Krysię i Wiesia i po kolacji, pierwsza Eucharystia. Czekam na nowe myśli, nowe podpowiedzi jak ożywić wiarę, jak ożywić dojrzałe małżeństwo, a podczas homilii usłyszałem, że przyjechaliśmy na te rekolekcje po to, by zburzyć nasze skostnienie, zburzyć nasze przyzwyczajenie, zburzyć nasze schematy i rytuały, wypracowane przez 37 lat naszego małżeństwa. Przecież to nie jest „nowość” na ożywienie, ale pomysł na zrujnowanie dotychczasowego dorobku pełnej formacji w DK w ciągu ostatnich 28 lat.

Następnego dnia rankiem, wprowadzenie do namiotu spotkania, w wykonaniu o. Macieja (SJ) i następna „nowość” – słowo Wierność. Ja to słowo znam. Przecież w dniu zaślubin ślubowałem Bożence „Miłość, Wierność i Uczciwość małżeńską”. Ale to ja mam być wierny modlitwie. A podczas namiotu rozważamy „Hymn o Miłości” św. Pawła. Co to za kolejna nowość, przecież ja ten Hymn znam bardzo dobrze i odmieniam przez swoją osobę jak i przez osobę małżonki (Józek cierpliwy jest, Bożenka łaskawa jest, …). Jednak o. Maciej akcentuje, że mamy być cierpliwi i wierni spotkaniu z Jezusem i rozmawiać z nim jak z przyjacielem. Posłuszny wskazaniom Moderatora, zaczynam powoli czytać Słowo Boże i medytować nad nim a także milczeć, by usłyszeć natchnienia. Powoli zaczęło docierać do mnie, że to ja mam być:

  • wierny cierpliwości wobec żony,
  • wierny łaskawości wobec żony,
  • wierny w nie szukaniu swego w relacjach z żoną,
  • wierny w wierzeniu wszystkiemu co dotyczy naszej miłości małżeńskiej.

I to była pierwsza z wielu „nowości”.

Kolejne wydarzenia, to konferencje tematyczne prowadzone przez Krysię i Wiesia. I to też jest nowość, że małżeństwo z 53-letnim stażem małżeńskim, od 10 lat prowadzi te rekolekcje tematyczne. Podziw budziło to, że przebili się z takim tematem, poświęcili mnóstwo czasu na przygotowanie i ciągłe modyfikowanie treści. Żeby innym też tak się chciało (a także nam!). Dziękuję Krysiu i Wiesiu. Kolejna niespodzianka, w rekolekcjach uczestniczyła Hania, która z mężem zapisała się na rekolekcje, jednak mąż zmarł w czerwcu i te rekolekcje przeżyła jako wdowa. Notabene, temat owdowiałych osób w DK, to problem nie rozwiązany od wielu, wielu lat.

Z tematów konferencyjnych chyba najbardziej dotknęły mnie konferencje o przebaczeniu (uświadomieniu sobie kolejny raz, że przebaczać trzeba nam wciąż i wciąż) oraz konferencja o śmierci (a właściwie dla wierzących – o przejściu) i poruszony temat Testamentu Duchowego, spisanego wtedy, gdy jeszcze jesteśmy w pełni sił umysłowych i fizycznych.

Niech wzorem będzie dla nas Jan Paweł II, który napisał swój testament i rokrocznie go uzupełniał.

Dużym bogactwem tych rekolekcji byli dla mnie uczestnicy z całej Polski jak również 2 małżeństwa, które przyjechały z Wielkiej Brytanii. Jakie bogactwo tradycji regionalnych, jakie bogactwo doświadczeń wiary, doświadczeń życiowych i tych dobrych i tych trudnych. W pełnej wolności i wzajemnym zrozumieniu, wszyscy dzielili się swoim życiem, swoim doświadczeniem, swoimi problemami, swoją wiarą.

Podczas kolejnych namiotów spotkania, usłyszałem zaproszenie do Szkoły Chrystusa. Najpierw sam Chrystus powiedział „Przyjdźcie do mnie wszyscy”, następnie powiedział „uczcie się ode mnie” a następnie Maryja powiedziała „Zróbcie wszystko cokolwiek Wam powie”.

Zrozumiałem, że w Szkole Chrystusa, po pierwsze mam słuchać (a właściwie usłyszeć) i rozważać słowa Najlepszego Nauczyciela. Następnie w Szkole Chrystusa mam prawo i obowiązek zadawania pytań w sprawach trudnych lub tych których nie rozumiem. Po trzecie w Szkole Chrystusa mam obowiązek poszerzania swojej wiedzy poprzez dodatkową lekturę (np. dzienniczki, rozważania świętych, …).

Na kolejnym wprowadzeniu o. Macieja do namiotu spotkania, dotarło do mnie że, że często modlę się tylko ciałem (postawa, wypowiadanie słów modlitwy), ale powinienem pozwolić by modliło się moje ciało i mój i duch. To znaczy, mam pozwolić by ciało zaczekało na ducha.

Siostra Jadwiga określała to jako „zapacierzanie” modlitwy. W modlitwie chodzi o to by jej nie „zapacierzać”, ale świadomie rozmawiać z Jezusem, czyli mówić i słuchać.

I tak minęło 6 dni. Jednak Chrystus na sam koniec miał przygotowane dla mnie zupełne „nowości”. Siódmego dnia podczas namiotu spotkania rozważaliśmy wesele w Kanie Galilejskiej.

Chrystus powiedział „Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?” Zrozumiałem, że Chrystus nie działał natychmiast. A ja często działam impulsywnie. Muszę wprowadzić w życie, więcej rozwagi w reagowaniu na impulsy z zewnątrz. Może mam poczekać, aż Jezus zacznie we mnie działać i podpowie mi, co mam zrobić, co powiedzieć.

Natomiast rozmowa starosty weselnego z panem młodym uświadomiła mi, że nie zawsze osoba zasłużona w jakimś dziele jest zauważona i doceniona. Czasami „splendor” spływa na inne osoby. I zadaję sobie pytanie, czy ja potrafię działać „zakulisowo” dla dobra wspólnoty DK czy wspólnoty parafialnej? Czy potrafię usuwać się w cień po to, by to Chrystus był dostrzeżony i wywyższony, a ja umniejszony?

Największą zaskoczeniem były jednak czytania z dnia podczas Eucharystii w dniu rozesłania. Najpierw św. Paweł pisze „Przypatrzcie się swojemu powołaniu”. Moim powołaniem jest zmierzać w jedności z żoną do zbawienia. Ileż jeszcze do zrobienia w dziedzinie jedności małżeńskiej i na drodze do zbawienia – wciąż za mało miłości.

Natomiast Ewangelia z dnia ukazywała przypowieść o talentach. O. Maciej zaakcentował słowo „Wiedziałem”. Ostatni sługa (z 1 talentem) wiedział jaki jest jego Pan, a mimo to nic nie zrobił. Mocno więc wybrzmiało pytanie zadane przez o. Macieja: Dlaczego nic nie robisz ze swoim życiem, chociaż wiesz? Dlaczego nie służysz we wspólnocie DK lub we wspólnocie parafialnej, chociaż wiesz? Przecież tyle lat trwania w DK to też wiedza, co należy robić. Może nic nie robię, czyli nie czynię zła. Jednak Ewangelia wzywa nas do czynienie uczynków miłości.

I ostatnie przeżycie duchowe. Ostatni namiot spotkania, z powodów organizacyjnych trwał skrupulatnie 20 minut. Ani się spostrzegłem jak kapłan zakończył namiot spotkania. I wtedy po raz pierwszy wyszedłem z namiotu spotkania w poczuciu niespełnienia, że ja chcę jeszcze dłużej rozmawiać z Jezusem jak przyjaciel z przyjacielem.

Zrozumiałem, że moje rekolekcje „Boży pomysł na dojrzałe małżeństwo” dopiero się rozpoczęły a największą „nowością” było odkrycie, że Słowo Boże zawsze jest spełnieniem dla osoby poszukującej Boga.

Bogu niech będą dzięki za ten błogosławiony czas.

Józek
archidiecezja szczecińsko-kamieńska

Uzdrowienie małżeństwa przez odnowę zobowiązań

Andrzej: Jesteśmy 29 lat po ślubie i 25 lat w Ruchu Światło-Życie. Wydawało się nam że znamy się dobrze i staramy się wykonywać zobowiązania. Jednak niektóre z nich kulały. Dialog nie zawsze był co miesiąc, a modlitwę małżeńską zastąpiliśmy różańcem i to nieregularnie.

To tu w Polanicy, podczas rekolekcji na naszym dialogu postanowiliśmy zrobić wiele, żeby nasze małżeństwo znów się rozwijało. I aby to nie były tylko obietnice, postanowiliśmy że ksiądz będzie naszym świadkiem i za pół roku zdamy mu relację, jak nam się udaje żyć zobowiązaniami i tym wszystkim, co sobie przyrzekliśmy.

Wierzę mocno w to, że Duch Święty czuwał nad nami podczas całych tych rekolekcji. Pierwszy raz od dłuższego już czasu mieliśmy bardzo udaną modlitwę małżeńską. Tak to już jest, że jeśli doświadczymy czegoś dobrego, to chce się do tego wracać. Choć jest już dwa tygodnie po rekolekcjach, to codziennie zapraszam żonę na modlitwę małżeńską.

Chwała Panu Jezusowi!

Renata: W miarę upływu lat nasze małżeństwo zaczęło dryfować w stronę, której ja nie tylko że nie chciałam dla nas, ale nigdy nie przypuszczałam, że to nas może dotyczyć. Nie przypuszczałam, że mój mąż, to moje szczęście, moja największa miłość i przyjaźń może stać się kimś, z kim nie mam jak porozmawiać, ponieważ mamy trudności w rozumieniu się. On zaczął żyć swoim życiem, a ja zaczęłam mieć swoje sprawy. Ze smutkiem patrzyłam, jak żyjemy obok siebie i myślałam sobie „A jednak nie udało się”.

Któregoś dnia zobaczyłam, że Krysia i Wiesiek Bratkowie organizują rekolekcje pt. „Boży pomysł na dojrzałe małżeństwo”. Czułam się wtedy jak ta kobieta z Ewangelii, która cierpiała na krwotok i która sobie myślała, że jeśli uda jej się dotknąć chociaż szaty Jezusa, to wyzdrowieje. I ja tak sobie myślałam, że te rekolekcje są dla nas szansą. Zdecydowaliśmy się pojechać.

Wszystko tam było ważne i potrzebne, cały program, ale kluczowym momentem stał się dla nas dialog małżeński. Dostaliśmy dwa ważne pytania na które mieliśmy sobie odpowiedzieć: Za co ci dziękuję? Tu mogliśmy się obdarować słowami wdzięczności za otrzymane dobro.

Drugie pytanie brzmiało: Co mogę zrobić, aby nasze małżeństwo było jeszcze lepsze? Ja od mojego męża dowiedziałam się czego mu brakuje w naszym małżeństwie, a on dowiedział się ode mnie, co dla mnie stało się trudne w naszej relacji. Oboje wyraziliśmy chęć troski, a nawet walki o to dobro, jakim jest nasza wspólnota małżeńska. Dobry Bóg zechciał, by to uzdrowienie miało miejsce na rekolekcjach – i tak się stało.

Niech będzie Bóg uwielbiony!

Renia i Andrzej
archidiecezja wrocławska